Krótka informacja - została uzupełniona zakładka "O autorce i blogu".
Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z nią :)
Bez zbędnego przedłużania - życzę miłego czytania!
* * *
" Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku."
J.R.R. Tolkien
" Hobbit"
* * *
To,
co głównie upodabnia i łączy ze sobą wszystkie Ukryte Wioski Ninja, to
zawziętość, z jaką strzegą swych sekretów. Jedną z najbardziej żarliwie
chronionych rzeczy, są techniki ninjutsu, przekazywane w klanach z
pokolenia na pokolenie. Niektóre jutsu są tak potężne i zyskały tak
ogromną sławę, iż klany ninja gotowe są toczyć ze sobą wojny, byleby
tylko wykraść ich tajemnicę. Pod tym względem Cienie nie różnią się od
innych Ukrytych Wiosek. No, może na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości
całe pokolenia Wojowników Cienia oddało życie, by uchronić ich przed
zdemaskowaniem. I nie chodzi tu tylko o same jutsu, o nie. Od wieków
najważniejszym priorytetem dla ich działań było pozostanie w całkowitej
separacji ze światem zewnętrznym. Z uporem dążono do tego, by Cienie
kojarzyli się z legendą, by wszyscy uznali ich za mit, baśń. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta - niektóre sprawy, zwłaszcza te ciemne, należy
załatwiać po ciemku. A ci, co ważą się zagłębiać w największy mrok chcą
pozostać niezauważeni, zapomniani. Ponieważ są rzeczy, które lepiej by
nigdy nie ujrzały światła dnia. I ludzie, o których lepiej, by nikt nie
pamiętał...
* * *
- Khiaaa!
Przerażona
dziewczynka skuliła się na łóżku. Wstrząsające jej ciałem konwulsje
stopniowo zaczęły maleć, aż w końcu zupełnie ustąpiły. Rysy Ayu
złagodniały - z twarzy znikł grymas bólu, przywracając urodę
właścicielce. Leżąc tak z rozrzuconymi w nieładzie błękitnymi włosami, przypominała bezbronnego, rannego ptaka, który nie jest w stanie wzbić
się w powietrze. Nariko opuściła ręce. Delikatnie pogładziła policzek
podopiecznej. Ta, pod wpływem jej dotyku, drgnęła i otworzyła szeroko
oczy. Oczy błękitne i przejrzyste jak tafla wody. Oczy tak czyste i
niewinne, że mogłyby należeć do samego anioła. Teraz bił z nich taki
strach, iż kobieta czuła jak przepełnia ją bezsilna złość. Zacisnęła z
całych sił pięści.
"Obiecałam, obiecałam, że nie pozwolę, by kiedykolwiek więcej się bała. Jak zwykle nie udało mi się dotrzymać danego słowa..."
Ayumi skierowała swe prześliczne oczy na opiekunkę.
- Niko-chan - załkała dziewczynka. - Niko-chan, ja... - głos uwiązł jej w gardle.
Ayu
zaniosła się płaczem, skrywając twarz w dłoniach. Nariko przysunęła się bliżej i objęła ją bez słowa. Dziewczynka wtuliła się w nią, drżąc jak listek
na wietrze. Płomiennowłosa starała się ją uspokoić, kołysząc w
ramionach.
- No już już, cicho, nie płacz Ayu, bo i ja się zaraz rozpłaczę - wyszeptała, całując ją w czubek głowy.
Ayumi oderwała się od niej.
- Nnnie kkłam, Nnniko-chan. Tttyy nnigy nnie ppłaczesz - wydukała z wyrzutem.
Nariko uśmiechnęła się blado.
-
Sztuką nie jest chowanie w sobie emocji, ale uwalnianie ich wtedy,
kiedy nikt nie patrzy. A swoją drogą, nie ma bardziej przygnębiającego
widoku niż łzy wojowniczki.
Ayu chlipnęła, starając się uspokoić.
- Nie będę się już mazać - powiedziała hardo, wycierając buzię rękawem.
- Moja dzielna Ptaszynka - Nariko z czułością pogładziła ją po włosach.
Przez
kilka minut obie siedziały naprzeciwko siebie w milczeniu. Mistrzyni i
uczennica. Dwie przyjaciółki, będące dla siebie jak siostry. Albo jak
matka i córka.
- To było takie realne, Niko-chan, takie prawdziwe... - zaczęła powoli Ayumi.
Nariko chciała jej przerwać, ale niebieskowłosa gestem nakazała milczenie. Musiała to z siebie wyrzucić.
-
Byłam sama, samiuteńka jak palec, żadnej żywej duszy w pobliżu. Mimo to
czułam, że coś mnie bez przerwy obserwuje. Wszędzie wokół mnie tylko
czerń i czerwień, zgliszcza domów, spalone drzewa, zwęglone gruzy... I
wszędzie ten odór. Popiołu, węgla i... śmierci. Trupi zapach, tak to
chyba nazywa Takeshi. Czułam się tak, jakbym oddychała przez wodorosty.
Trudno mi było złapać oddech, brakowało mi powietrza. I nagle to
uczucie, że ktoś mnie śledzi nasiliło się... Myślałam, że zaraz zwariuję
ze strachu, że jeśli zostanę w miejscu, to to coś w końcu mnie dorwie i
zabije. Zaczęłam uciekać. Nie patrzyłam gdzie biegnę, chciałam tylko
jak najszybciej się od tego oddalić. I... i wtedy potknęłam się.
Upadłam, a kiedy odwróciłam się żeby zobaczyć, co to było...- głos jej
się załamał, a po policzkach znów popłynęły łzy. - To było ciało,
Niko-chan, przewróciłam się o ludzkie zwłoki, ale.. one były spalone,
zwęglone i obdarte ze skóry, a... a kiedy tak stałam i gapiłam się na
nie, coś w środku nich trzasnęło i brzuch trupa nagle pękł, wszystkie
wnętrzności wypłynęły, a z nimi...
Ayu blada jak śmierć zerwała się
biegiem z łóżka. Do łazienki wbiegła w ostatniej chwili. Żołądek podskoczył
jej do góry, poczuła się tak, jakby ktoś ściskał jej trzewia z całych sił.
Dziewczynka gwałtownie zwymiotowała. Nariko upewniwszy się, że nic
poważniejszego jej nie grozi, pobiegła do kuchni. Zanim znalazła to,
czego szukała, zawartość jednej z szafek wylądowała na podłodze. Kilka
buteleczek roztrzaskało się z hukiem, a to, co było w ich środku rozlało
się po deskach. Nariko ze szklanką wody w jednej ręce, a małym
woreczkiem w drugiej, przeskoczyła przez ten cały bajzel. Gdy wróciła,
Ayu leżała w łóżku aż po nos przykryta kołdrą. Wciąż była bardzo blada,
ale oczy powoli odzyskiwały swój dawny blask.
- Przepraszam za to, ale..
- Nie musisz się tłumaczyć. Przyniosłam ci coś na "bezpieczny sen". Zaczekaj sekundkę.
Nariko
wyciągnęła rękę ze szklanką przed siebie. Poczuła chakre spływającą do
jej dłoni i ciepło, jakie ze sobą niosła. Woda w naczyniu zaczęła
bulgotać. Kobieta wsypała zawartość woreczka do wrzątku.
- Uważaj, nie poparz się - ostrzegła podając szklankę Ayumi.
Dziewczynka ostrożnie wypiła cały płyn, lekko krzywiąc się przy tym.
- Niedobre - stwierdziła odstawiając pustą szklankę.
- Wiem, ale...
- ... nie ważne jak smakuje, ważne jak działa - dokończyła za nią Ayu.
Nariko uśmiechnęła się do niej.
- Śpij dobrze - wyszeptała, otulając ją kołdrą.
- Tylko błagam cię, nie życz mi kolorowych snów - dodała pośpiesznie Ayumi. - Wolałabym przez jakiś czas nie mieć żadnych...
* * *
* * *
Tayuu
po raz ostatni sprawdzał, czy wszystko jest przyszykowane jak należy.
Każdy składnik, każdy element musiał znajdować się na swoim miejscu,
niczego nie mogło zabraknąć. Wolał nie myśleć o tym, czym przypłaciłby
za swoje niedopatrzenie. Stanął przed marmurowym piedestałem, na którym
spoczywała wiekowa, zniszczona księga, oprawiona w wytartą, czarną
skórę. Mężczyzna z lekkim wahaniem otworzył
ciężki wolumin, odruchowo drgając, gdy pod palcami poczuł dotyk zimnej
skóry. Jakoś nigdy za specjalnie nie był ciekaw, z czego ją ściągnięto.
Miał co do tego najgorsze przeczucia. Uważnie omiótł wzrokiem komnatę.
Małe, lodowato zimne pomieszczenie, wypełnione było najdziwniejszymi i
zarazem najbardziej niebezpiecznymi przedmiotami na świecie, a
przynajmniej w tym jego zakątku. W sali panował mrok, który rozpraszały
jedynie chybotliwe płomienie czterech czarnych świec, ustawionych w
kątach. W rzeczywistości dawały one więcej posępnego, gryzącego dymu niż
światła. Na samym środku, wewnątrz narysowanej białą kredą pieczęci, stał drugi marmurowy piedestał. Na nim spoczywała ociekająca jeszcze
krwią odcięta ludzka głowa, należąca do starszego mężczyzny. Martwa
twarz wykrzywiona była w groteskowy, przyprawiający o ciarki uśmiech.
Wyglądało to tak, jakby ofiara przed śmiercią, a nawet po, do końca
nie wierzyła w to, co ją spotkało. Szkliste, wytrzeszczone oczy patrzyły
pusto przed siebie. Mimo to Tayuu miał wrażenie, iż obserwują uważnie
każdy, nawet najmniejszy jego ruch. Tsubasa zacisnął mocno powieki i
wziął głęboki oddech. Musiał się uspokoić, oczyścić swój umysł i
maksymalnie się skoncentrować. Zamierzał zakłócić spokój umarłych, a coś
takiego lepiej robić z chłodnym umysłem. Zbyt duża ilość adrenaliny i
niecierpliwość zdołały już niejednego zgubić. Chociaż w tych sprawach
nie należał do nowicjuszy, denerwował się jakby to był jego pierwszy
raz.
"Może faktycznie trzeba to było pozostawić Nariko?" - pomyślał, wzdychając ciężko.
Jej
takie rzeczy wydawały się w ogóle nie przerażać, wręcz przeciwnie -
miał wrażenie, jakoby wszystkie siły nieczyste i złe duchy śmiertelnie
się jej obawiały. Tayuu powoli otworzył oczy. Wdech i wydech. Poczuł jak
jego serce zwalnia, niemal przestał słyszeć jego bicie. Czuł się tak,
jakby czas stanął w miejscu. Wszystkie jego zmysły uległy wyostrzeniu,
przez jego ciało przepływała ogromna ilość chakry. Czuł się jak po
zażyciu narkotyków. Teraz był gotów. Szybkimi ruchami wykonał serię
pieczęci, po czym gwałtownie wyrzucił ręce przed siebie, w stronę
piedestału, na którym spoczywała ludzka głowa.
- Ninpo: shisha no omo*! - wykrzyknął, a jego głos odbił się echem od murów.
Przez
chwilę nie działo się zupełnie nic. Nagle pieczęć rozbłysła jasnym,
oślepiającym światłem, a z wyciągniętych dłoni mężczyzny wystrzeliły
czarne, płomienne języki, sunące z zawrotną szybkością wprost ku piedestału. Zaczęły jak węże pełznąć po marmurze do góry, żeby potem
wsiąknąć w każdy otwór głowy. Gdy już ostatni z nich znalazł się we
wnętrzu czaszki, rozległ się wysoki, przeszywający krzyk, od którego
można było zwariować. Głowa zadygotała, gałki oczne poczęły obrzydliwie
wirować, a z rozchylonych ust wysunął się spuchnięty, fioletowy język.
- Ghaaa! Ccczegghhoo! - z martwych warg wydobył się jękliwy, trudny do zrozumienia głos.
- Nakazuję ci przemówić, duszo potępiona, i odpowiedzieć na moje pytania!
Oczy wewnątrz czaszki przestały się kręcić, skupiając swój wzrok na Tayuu.
"A więc zaczynajmy" - pomyślał Tsubasa, włączając ukryty dyktafon.
* * *
* * *
Szybciej
szybciej. Przemykał wąskimi uliczkami, skakał po dachach budynków tego
czarno-białego świata. Szybciej. Mijani ludzie poruszali się jak na
spowolnionym filmie, uświadamiając sobie o jego obecności, gdy znikł już
im z horyzontu. Szybciej. Świst wiatru, napierające z ogromną siłą
powietrze, ciężkie jak ołów, brak tchu, a w głowie tylko jedno zdanie.
Byle szybciej. Skok. I jeszcze jeden i kolejny, na łeb na szyję w
przepaść. W cień, w mrok, w ciemność, gdzie czas jest względny, gdzie
można pędzić przed siebie z prędkością światła. Szybciej niż
jakiekolwiek żywe stworzenie, szybciej niż sama myśl. Poczuł jak upaja
się samą prędkością. W głowie czuł pulsującą krew przepełnioną
adrenaliną. Miał ochotę wybuchnąć szaleńczym śmiechem, serce waliło mu
jak oszalałe. To było sto razy lepsze niż alkohol i wszystkie używki
razem wzięte. Nie dziwił się tym, którzy uzależnili się od tego uczucia,
sam był na krawędzi i musiał mocno się starać, żeby nie wpaść w nałóg.
"Bogowie, jak ja to kocham!" - pomyślał śmiejąc się na głos.
W mroku zalśniły szkarłatne oczy. Oczy demona. Cień wyruszył na swe łowy i nic nie było w stanie go zatrzymać.
* * *
* * *
Akihito
nie odrywał oka od lunety zamocowanej przy karabinie snajperskim. Cała
senność i znużenie opuściły go niczym uchodzące powietrze z dziurawego
balona. Teraz leżał przyczajony niczym drapieżnik czekający na swą
ofiarę. Uśmiechał się do siebie na myśl o szybkim wykonaniu zadania. To
miała być jedna z rutynowych misji - zlokalizować cel, podejść go
niezauważenie, użyć "lekkiej" perswazji w celu uświadomienia mu
popełnionych błędów i zniknąć szybko, nie pozostawiając żadnych śladów.
Bułka z masłem. Wystarczyło tylko poczekać, aż ofiara wpadnie w
zastawianą na nią pułapkę. Akihito poruszył się nieznacznie, uśmiechając
się jeszcze szerzej. W oddali usłyszał jadący samochód, będący zaledwie
kilkanaście metrów od jego kryjówki. Pomimo sporej odległości,
mężczyzna słyszał pracę silnika tak dobrze, jakby stał niecały metr od
niego. Aki do swoich uszów bez przerwy przesyłał niewielką ilość chakry (
której istotą było powietrze, co dodatkowo pomagało, ) która wzmacniała
jego narząd słuchu, wyczulając go na nawet najcichszy dźwięk na
obszarze kilkunastu metrów. Oblizał spierzchnięte wargi, kładąc palec na
spuście. Jeszcze dziesięć... Dziewięć... Osiem... Zza zakrętu błysnęły
światła... Sześć... Pięć... Pędzące auto było już prawie przy nim...
Dwa...
- Jeden - wyszeptał naciskając spust.
* * *
* * *
Nariko
trąciła czubkiem buta szklaną buteleczkę, z rezygnacją patrząc na
bałagan w kuchni. Nie miała siły, a co najważniejsze chęci, do
ogarnięcia tego rozgardiaszu. Postanowiła uprzątnąć to z samego rana, a
póki co utorowała sobie drogę do lodówki. Z relaksu i długiego snu nic
nie wyszło - po tym, co się wydarzyło wiedziała, iż nie zmruży oka
nasłuchując, czy z Ayumi wszystko w porządku.
"Żeby to chociaż był normalny koszmar" - pomyślała, grzebiąc w lodówce.
- Dziwne - powiedziała na głos, prostując się i drapiąc po głowie. - Przysięgłabym, że miałam jeszcze dobre pół butelki wina.
Przez
chwilę stała tak rozmyślając, co też mogło stać się z trunkiem. W końcu
wzruszyła ramionami, trzasnęła drzwiczkami i wyszła z kuchni.
"Pewnie wypiłam już dawno i o tym zapomniałam" - myślała, kierując się do salonu, a konkretnie do barku.
Otworzyła go, zajrzała do środka, po czym ze świstem wypuściła powietrze. Barek zionął pustką.
"No dobra, mogłam zapomnieć o jednej butelce, ale kurwa o dziesięciu?"
Poczuła jak w głowie przeskakują jej trybiki.
- Akihito, zabiję cię - wysyczała lodowato.
Powinna
była się od razu domyślić, że to przyjaciel po raz kolejny oddał jej
"przysługę", i oczyścił cały dom z alkoholu. Nie było nawet co
sprawdzać po kątach, gdzie zawsze miała zachomikowane kilka piw - mogła
się założyć, że Akihito przeszukał każdy zakątek i szparkę cal po calu.
Ponura i wściekła jak diabli, opadła ciężko na kanapę. Nie mogła zasnąć,
nie mogła odpocząć, a teraz do tego nie mogła się napić.
- Czy to jest jakiś spisek? - spytała kładąc się i kryjąc twarz w poduszce. - Dlaczego jak coś idzie źle, to wszystko?
- Wiesz, że rozmowa z samą sobą to pierwsza oznaka, iż twoja psychika nie jest w najlepszej kondycji? - usłyszała nad sobą.
- A po naszemu, że zaczyna mi odwalać, tak? - zapytała, podnosząc się. - Nie słyszałam, kiedy wszedłeś, Yoh-sensei.
Nad
sobą ujrzała twarz swojego starego mistrza, Yoh Yasukinyu - staruszka
niezwykle energicznego, jak na swój wiek żwawego i wiecznie
promieniującego, co jest u Cieni cechą niezwykle rzadką, pogodą ducha i
optymizmem. Mężczyzna był niewielkiego wzrostu, miał zaledwie sto
pięćdziesiąt centymetrów. Przy wysokiej Nariko wyglądał jak miniaturka
człowieka. Drobnej postury, przypominał bardziej porcelanową lalkę, niż
żywą istotę. Zazwyczaj nosił tradycyjne japońskie kimono i wyglądał jak
stereotypowy mędrzec - podparty na lasce, z długą, zadbaną siwą brodą i
mądrym spojrzeniem zdającym czytać w ludzkich sercach. Na jego
poprzecinanej zmarszczkami twarzy uśmiech gościł przez cały czas, a
niebieskie oczy patrzyły odrobinę łobuzersko na świat. Ogólnie Yasukinyu
był osobą, której nie dało się nie lubić i zawsze wzbudzał we
wszystkich pozytywne emocje.
- Wuj mówił mi, że chciałeś się ze mną
widzieć. Miałam zajrzeć do ciebie jutro - zaczęła Nariko, gestem
zapraszając swojego nauczyciela by usiadł przy niej.
- Wybacz, że cię
nachodzę o tej porze, ale przechodziłem obok i zobaczyłem zapalone
światło, chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku. Nie wiedziałem, ze
już wróciłaś. Szybko ci poszło, szybciej niż podejrzewał Tayuu i inni.
Kobieta uśmiechnęła się blado.
-
To nie było zbyt trudne. Facet do końca nie wierzył, że to, co się
dzieje jest realne. Chciałam ci podziękować za opiekę nad Ayumi, gdy
mnie nie było. Mam nadzieję, że nie sprawiała kłopotów.
Yoh roześmiał się radośnie.
-
Kłopotów? W życiu nie spotkałem milszej młodej damy, spędzanie z nią
czasu to czysta przyjemność. Właśnie, nie obudzimy jej przypadkiem?
- Wątpię, by obudził ją teraz nawet wystrzał armatni. Podałem jej mocny środek nasenny, będzie spała jak zabita do rana.
Yaukinyu spoważniał.
- Znowu?
Nariko w milczeniu pokiwała głową.
- Co tym razem widziała?
Kobieta
opowiedziała szczegółowo o śnie Ayumi. Gdy skończyła, zapadła
przytłaczająca cisza. Ayumi Kimisaki nie urodziła się jako Cień. Była
jedną z nielicznych osób, które przygarnięto do wioski, a zaszczyt ten
spotkał ją ze względu na jej "dar". Dziewczyna posiadała wrodzoną
zdolność prekonignacji, czyli umiejętność przewidywania zdarzeń. Podczas
snu, Ayumi miewała przebłyski, w których widziała zarówno przyszłość,
jak i rzeczy, które już miały miejsce. Prekonignacja, czy jasnowidzenie,
jest zjawiskiem o tyle rzadkim i wartościowym, iż nie wielu ludzi go
doznaje, a jeśli już, to większość z ich wizji jest "nieczytelna". Ayu
była inna. Jej sny były tak wyraźne i realne, iż nieraz obrażenia,
których w nich doznawała, faktycznie pojawiały się na jej ciele.
Dodatkowym niebezpieczeństwem był fakt, że gdy wpadła w trans,
wybudzenie jej przez kogoś z "zewnątrz" graniczyło z cudem. Każda
kolejna wizja zwiększała także ryzyko zapadnięcia w śpiączkę. Ten sen
był pierwszym po prawie czteroletniej przerwie i był bardziej
niepokojący od pozostałych. Do tego był dwuznaczny.
- Myślisz, że zobaczyła przyszłość? - przerwała milczenie Nariko.
Yoh wzruszył ramionami.
-
Nie mam pojęcia. Równie dobrze mogła zobaczyć masakrę w Czarnym Pałacu,
wszystko wyglądało dokładnie tak samo: ruiny, zgliszcza, zmasakrowane,
obdarte ze skóry ciała...
- Boję się o nią - wyszeptała kobieta,
pustym wzrokiem patrząc przed siebie. - Ledwo, co zdołałam ją obudzić, a
gdy ją dotknęłam... Była rozpalona, gorąca, nawet udało się jej mnie
poparzyć - z tymi słowami wyciągnęła prawą dłoń.
Wewnętrzna strona była czerwona i pokryta bąblami. Yasukinyu wpatrywał się w nią zdumiony.
"To
niemożliwe" - pomyślał przejęty. - "Nariko jest praktycznie całkowicie odporna na
ogień. Chyba, że to nie był zwykły płomień... "
Przecież już raz Nariko
była dotkliwie poparzona, ale to było tak dawno, jeszcze, kiedy była
dzieckiem. Yoh delikatnie ujął jej zranioną dłoń. Kobieta poczuła jak
chakra wnika w ranę, natychmiastowo ją gojąc. Już po chwili nie było po
niej śladu. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
- Dziękuję, sensei.
- Nie ma, za co.
Yoh
w duchu postanowił zbadać dogłębniej sprawę tej wizji, jak i przyczynę
powstania rany. Nie należało tego lekceważyć, instynktownie czuł, że to
może naprowadzić go na ślad, którego szukał od miesięcy. Nie wolno mu
było zaprzepaścić takiej okazji. Od tego zależała przyszłość ich
wspólnoty. W dodatku jego przeczucie mówiło mu, że coś się święci,
piszczało jak alarm w kradzionym samochodzie. Wiedział, co to oznacza.
Kłopoty. Yasukinyu już wcześniej wiedział, że nie ma czasu do stracenia,
ale w tym momencie uczucie to przytłoczyło go z siłą kilku ton. Działo
się coś złego, jakaś choroba trawiła ich od wewnątrz, i nieubłaganie
zbliżali się do punktu kulminacyjnego. Trzeba było działać, i to szybko.
Yoh usadowił się wygodniej na kanapie. Zapowiadała się długa i męcząca
noc.
- Pozwolisz, że przejdę w końcu do rzeczy... - zaczął, a w miarę
mówienia napięcie, jakie panowało między tą dwójką jeszcze bardziej się
zwiększyło.
Za oknami zapadły właśnie najgłębsze ciemności. Idealną
ciszę mąciła tylko przyciszona rozmowa między uczennicą, a mistrzem.
Rozmowa, i nerwowe pohukiwanie sowy.
* * *
* * *
Z
martwego gardła wydobył się przeszywający, zwierzęcy okrzyk. Oczy
zaczęły szaleńczo wirować, a echo odbijające dziki wrzask omal nie
ogłuszyło Tayuu. Kiedy krzyk dobiegł końca, głowa zapłonęła jasnym,
błękitnym płomieniem, który szybko objął całą czaszkę, wraz z
piedestałem, nie przekraczając jednakże nakreślonej pieczęci. Tsubasa
jednak na wszelki wypadek, skulił się za marmurem. Wstał dopiero, gdy
przestały do niego docierać odgłosy skwierczenia. W głowie zawróciło mu
się lekko od unoszącego się smrodu spalonych włosów i mięsa. Po raz
kolejny zaczął żałować, że pomieszczenie jest całkowicie pozbawione
okien, a przez to i dostępu do świeżego powietrza. Drżącą ręką wyłączył
dyktafon, spoglądając na to, co zostało z jego "świadka". Czarna,
osmalona i ze ściągniętą skórą, czaszka przypominała bardziej małpią, niż
ludzką. Gałki oczne przez wysoką temperaturę pękły jak jajka wrzucone
do zbyt gorącej wody. Obrzydliwość. Jednak to nie ten widok sprawił, iż
mężczyzna poczuł ciarki na plecach.
"To wszystko nie ma najmniejszego sensu" - myślał gorączkowo, tępo patrząc się na trzymany dyktafon.
Po
"przesłuchaniu" liczył na to, że rozjaśni mu się w głowie, że wszystkie
elementy utworzą jedną całość. Nagle okazało się, że jest bezradny jak
dziecko, które nie ma wszystkich kawałków puzzli i w ten sposób nie może
ułożyć obrazka. I to tych z samego środka. Tayuu zmarszczył brwi
wytężając umysł. Zamiast rozwiązania jednej zagadki, otrzymał kilka
nowych. Jakaś kumulacja czy co? Miał dziwne przeczucie, że Yoh Yasukinyu
wie coś więcej na ten temat. Niestety, nie mógł zmusić go do
współpracy, nie miał na niego żadnego wpływu. Podobnie jak on, zasiadał w
Radzie Siedmiu, co oznaczało, że są sobie równi i żaden nie musi się
spowiadać drugiemu ze swoich czynów. Nawet z tego, dlaczego do swojej
misji wybrał właśnie Nariko, chociaż Tayuu osobiście mu to odradzał.
Mógł wybrać każdego, ale chciał właśnie ją. Tsubasa prychnął wychodząc z
komnaty. Już widział minę bratanicy, kiedy dowie się, na jaki to
świetny pomysł wpadł jej sensei.
"O tak, na pewno będzie wniebowzięta."
Miał
tylko nadzieję, że Takeshi i Akihito nie schrzanią swojego zadania. Może
ich powrót rzuci choć trochę światła na tę mroczną sprawę.
* * *
* * *
Samochód
wyhamował z piskiem opon. Kiedy tylko zatrzymał się w miejscu, wyskoczył z
niego kierowca, nerwowo oglądając wszystkie koła. Mężczyzna był
zawodowym szoferem i nie pamiętał, kiedy ostatnio złapał gumę, w dodatku
na takim odludziu! W zamyśleniu podrapał się po głowie. Lewa, tylna
opona była całkiem opadnięta, a on nie przypominał sobie, żeby najechał
na coś zdolnego ją przebić. A zresztą zdąży się nad tym zastanowić, gdy
dojadą do celu. Na razie należy się skupić na jak najszybszym usunięciu
awarii. Jego szef był już nieźle wstawiony, a zawsze, gdy więcej wypił,
robił się bardziej gburowaty i upierdliwy niż zwykle.
"Gruba,
podła świnia" - myślał, wyciągając zapasowe koło z bagażnika. - "Myśli,
że jeżeli ma kasę to innych może traktować jak śmieci. Sam nie jest wart
funta kłaków."
- Co się znów stało? Gdzieś ty się ćwoku uczył jeździć! - warknął pasażer przez uchylone okno.
- Proszę o chwilę cierpliwości. Zaraz wznowimy podróż - odpowiedział służalczym tonem szofer, biorąc się czym prędzej do pracy.
- Ja myślę. Nie płacę ci za stanie w lesie - burknął szef, zakręcając szybę.
"Byłoby szybciej, gdybyś ruszył ten swój tłusty tyłek i mi pomógł" - pomyślał mężczyzna, odkręcając koło.
Nagle przerwał, odwracając się gwałtownie do tyłu.
"Dziwne, wydawało mi się, że coś słyszałem"
Potrząsnął głową. Nie, to pewnie stres daje mu się we znaki.
- Muszę znaleźć sobie lepszą robotę - mruknął pod nosem, wznawiając działania.
Tymczasem
w środku auta, ogromny mężczyzna "wylewający się" na tylnym siedzeniu,
wachlował się drogim, ozdobnym wachlarzem. Po jego tłustej, nalanej
twarzy, spływały strugi potu, zalewając mu oczy. Mężczyzna przez to bez
przerwy mrugał. Drugą ręką ocierał sobie czoło, przeklinając głupotę
swojego kierowcy. Idiota z pewnością wjechał w jakiś gwóźdź czy kamień, i
na stówę rozpieprzył oponę. Mężczyzna zamrugał gwałtowniej, zamierając z
dłonią w połowie drogi do twarzy. Coś tu było nie tak, czyżby poczuł
zimny powiew? Uniósł głowę do góry. No tak, szyberdach był otwarty,
ale...
"Nie pamiętam, żebym go otwierał" - pomyślał mrużąc małe,
świńskie oczka. - "Może i jestem gruby, ale przecież nie mam sklerozy."
Za
moment jednak otworzył je szerzej ze strachu. Gwałtownym ruchem położył
dłoń na klamce, chcąc jak najszybciej wypaść z samochodu, gdy...
- Zabieraj rękę i siedź cicho, inaczej dorobię ci dodatkowy otwór do oddychania - usłyszał szept.
Przełknął
głośno ślinę, z trudem sadowiąc się z powrotem na miejscu. Nie widział
swojego rozmówcy, był jednak pewien, iż ten siedzi przed nim. Zadrżał,
gdy w mroku rozbłysły czerwone ślepia.
- Kim... kim ty do diabła jesteś? - zapytał, starając się nadać swojemu tonowi pewność siebie.
Nie wyszło mu to jednak, i jego głos przypomniał bardziej zduszony pisk.
-
Zamknij się i nie odpowiadaj niepytany. Nie mam czasu na bzdury, więc
przejdę od razu do rzeczy - warknął nieznajomy. - Zawiedliśmy się na
tobie i to ogromnie. Robiliśmy z tobą korzystne interesy, dobrze ci
płaciliśmy, a ty co? Myśleliśmy, że mamy umowę, że potrafisz być
lojalny...
Mężczyzna poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Zdał sobie
właśnie sprawę z tego, kim jest jego rozmówca. Chciał wezwać pomoc,
lecz napastnik rozgryzł jego plan zawczasu. Z ciemności wystrzeliło
ostrze tak szybko, iż zauważył je dopiero, gdy naciskało mu na szyję. Na
nieskazitelnie biały kołnierzyk kapnęła kropla krwi.
- Nawet nie próbuj - ostrzegł go chłodno. - NIE jesteś niezastąpiony.
- Cczego cchcecie? Cco zzrobiłem nie tak? - wydukał z trudem, starając się grać na zwłokę.
W
duchu modlił się, by szofer jak najszybciej zmienił oponę i wsiadł do
samochodu. Wtedy istniała szansa, że domyśli się, iż coś jest nie tak.
- Masz mnie za idiotę? Dobrze wiesz, o co chodzi - czerwone ślepia zwężyły się w szparki.
"Stary pośpiesz się, zaraz będziesz miał towarzystwo."
-
Byłeś zbyt chciwy, zbyt zachłanny. Zacząłeś robić interesy ze złymi
ludźmi. A to nam bardzo przeszkadza w pracy, nawet nie wiesz jak bardzo.
Grubas głośno przełknął ślinę.
- Za... zabijesz mnie? - pytanie to ledwo przecisnęło mu się przez krtań.
Nieznajomy roześmiał się dźwięcznym głosem.
- Zabić? Masz nas za barbarzyńców? Nie mordujemy swoich wspólników... No, chyba, że już przestaną nimi być.
Groźba zawisła w powietrzu. Mężczyzna oddychał z trudem, wciągając powietrze jak ryba przez rozchylone usta.
- Cco mam zrobić?
-
Dostaniesz drugą szansę. W stosownej chwili skontaktujemy się z tobą
tak jak zawsze. Pamiętaj - to twoja druga i zarazem ostatnia szansa.
Jeden błąd i... - gruby kwiknął, gdy ostrze głębiej wcięło mu się w
skórę. - Zerwiemy naszą umowę. A wtedy znajdę cię, choćbyś się ukrył w
samym piekle. Zrozumiałeś?
Gruby chciał mu odpowiedzieć, coś jednak
ścisnęło go za gardło. I tym razem to nie był strach. Spróbował
ponownie, lecz ból tylko się nasilił. Poczuł jakby ktoś rozpalił mu w
środku ogień. A potem...
"Takeshi zwijaj się, słyszysz?"
"Czekaj, coś się dzieje."
"Co?"
"Nie czujesz?"
- O cholera! - krzyknął, w ostatniej chwili wyskakując przez otwarty dach.
W
ślad za nim wystrzeliło stado splątanych, oślizgłych czarnych macek.
Takeshi przetoczył się po jezdni wyjmując jednocześnie shurikeny.
- Akihito! - zawołał, rzucając pociskami.
Blondyn
czekający wciąż w swojej kryjówce, na okrzyk przyjaciela zareagował błyskawicznie Poderwał się i wycelował w wijącą się masę.
Kule dosięgły celu równocześnie z shurikenami. "Coś", co było
posiadaczem macek, zawyło ogłuszająco z bólu. Czarne, wężowate zwoje
cofnęły się z powrotem do samochodu. Akihito zostawił karabin, wyjmując
zza pasa dwie składane kamy, połączone ze sobą łańcuchem. Podbiegł do
Takeshiego.
- Co to było? - zapytał, pomagając mu wstać.
- Nie mam pojęcia.
- Myślisz, że...
- ... go zabiliśmy? - szarowłosy parsknął. - Raczej mocno wkurzyliśmy. Powinniśmy... - reszta część zdania uwięzła mu w gardle.
Samochód
począł się trząść, jakby ktoś w środku ze wszystkich sił starał się z
niego wydostać. Takeshi wyszarpnął kunai. Akihito płynnym ruchem
rozłożył obie kamy. Blachy auta zaczęły się wybrzuszać w różnej
wielkości guzy. Nagle spawy nie wytrzymały parcia i samochód na ich
oczach rozleciał się na drobne kawałki. Tylko refleks ocalił obu
mężczyzn przed przygnieceniem szczątkami. Odskoczyli do tyłu, a w
miejsce gdzie przed chwilą stali, uderzył silnik, lub raczej to, co z
niego zostało. Obaj popatrzyli na siebie z zaskoczeniem, a potem
spojrzeli w kierunku, gdzie spodziewali się ujrzeć wrak.
- Bogowie, co to jest? - wyszeptał blondyn, nie mogąc oderwać oczu od potwora.
Wśród
resztek złomu wiła się ogromna plątanina czarnych macek. Były tak
gęste, iż zasłaniały swojego właściciela. Z ich wnętrza wydobył się
długi, nieludzki ryk złości. Przyjaciele dopiero teraz spostrzegli, że
parę macek leży bez ruchu. Na pewno były to te, które przyjęły na siebie
pierwsze uderzenie. Kilka z nich unosiło się teraz nad ziemią, kręcąc
się dookoła. Takeshi nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż "węszą" w
poszukiwaniu ofiary. Nie pomylił się. Błyskawicznie pomknęły w ich
stronę, gdy tylko wyczuły ich obecność. Mężczyźni odskoczyli na boki.
Macki uderzyły w asfalt z ogromną siłą, krusząc go jak kredę. Bez
wahania przystąpili do kontrataku. Szarowłosy doskoczył do macek; Akihito
osłaniał tyły. Ciął zamaszyście raz za razem, jednak na potworze jego
ataki nie zrobiły większego wrażenia. Zdołał zaledwie zadrapać mu skórę.
Drgnął, gdy coś świsnęło mu za plecami. To niebieskooki rzucił kamami w
stronę macki, która próbowała zajść go od tyłu. Mężczyźni zaczęli
wycofywać się w kierunku lasu, mając nadzieje, iż potwór nie ruszy w
pościg za nimi.
- Co jest, poprzednim razem zadziałało - wydyszał Aki, gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości.
- Nie wiem, nie zdołałem nawet zadrasnąć tego cholerstwa - mruknął Takeshi, trąc w zamyśleniu policzek.
Nie
spuszczał wzroku z potwora, który, zdezorientowany nagłym zniknięciem
przeciwników, miotał się wściekle we wszystkie strony. Bestia
najwyraźniej była ślepa, za to miała genialny węch. Jeszcze chwila, a
wyczuję ich obecność.
- Dobra, mam plan. Ty odwrócisz ich uwagę, a ja... - przerwał mu krzyk Akihito.
Blondyn
leżał na ziemi. Jedna z macek, cienka, ale przez to wcale nie słabsza,
podpełzła niezauważona i oplątała mu się wokół nóg. Zaczęła wlec go w
stronę splotu - co niektóre macki wyciągały się, by jej pomóc. Akihito
krzyknął ponownie. Spodnie wokół kostek zaczęły mu się topić. Cokolwiek
go ciągnęło, było najwidoczniej żrące. Zamachnął się łańcuchem. Kamy
owinęły się wokół najbliższego drzewa. Mężczyzna podciągnął się i zaczął
mocować z napastnikiem. Pozostałe macki pełzły w jego stronę coraz
szybciej. Takeshi wybił się wysoko. Póki stwór był zajęty jego
przyjacielem, miał szansę na przeprowadzenie skutecznego ataku. Jeżeli
jednak zawiedzie, zgubi ich obu. Będąc nad samym środkiem splotów, wyjął
z kieszeni czarne aksamitne wstążki i, wciąż je trzymając, zaczął
pośpiesznie wykonywać serie pieczęci. Kilka z macek wystrzeliło w jego
kierunku.
"Bogowie, o by to zadziałało..."
* * *
*sztuka ninja: władca umarłych - jedna ze specjalnych technik klanu Tsubasa.
* * *
*sztuka ninja: władca umarłych - jedna ze specjalnych technik klanu Tsubasa.
* * *
Na zakończenie - portret Nariko, wykonany przez moją kochaną Naomi :)
Po pierwsze to przepraszam, że tak długo zbierałam się z odpowiedzią na Twoje komentarze. Przeczytałam je dosłownie od razu, a ciągle coś odciągało mnie od odpowiedzi, za co jeszcze raz przepraszam.
OdpowiedzUsuńPo drugie to znowu przepraszam, że Cię mentalnie biłam:D Po Twoich słowach Twoje zniknięcie z blogosfery wydawało mi się kompletnie zrozumiałe. Łatwo pisać z perspektywy czasu, że takimi ludźmi nie warto się przejmować i dobrze, że wcześniej okazało się, że są szujami niż później, tylko na nas żerując. Miałam bardzo podobną sytuację - nowe miasto, dla mnie, nieśmiałego domatora z małej mieściny zmiana była ogromna. Miałam mieszkać z przyjaciółką, cieszyłam się bardzo bo nie czułam się sama. Szkoda tylko, że jeszcze zanim się wprowadziła zabrała walizkę "bo chłopak" i tyle ją widziałam. Było ciężko jak cholera, ale teraz wiem, że dobrze się stało i kiedy przyszła po roku z przeprosinami (a jak się okazało zwyczajnie nie miała przyjaciół na uczelni) to ja miałam już mówiąc wprost "wyjeb*ne". I miałam dokładnie te same myśli 'jak mam pisać o uczuciach, więziach, skoro ich nie znam?'. Myślę, że takie doświadczenie wiele nas nauczyło. Ale... nie wylewając już tutaj swoich żali - cieszę się, że wracasz, naprawdę :) a skoro tak pochłonęły Cię rysunki może wstawisz swoje prace na bloga?
Za komentarz odnośnie fabuły oczywiście bardzo dziękuje! Dodałaś go na dwa dni przed moim egzaminem, myślę, że pomogłaś mi nie ześwirować ze stresu haha:D Postaram się jak najszybciej tu wrócić i również odwdzięczyć się merytorycznym komentarzem :)
pozdrawiam cieplutko, jeszcze raz strasznie się cieszę, że wracasz! :)