Nocą większość stworzeń udaje się na zasłużony odpoczynek, po
przeżytych trudach minionego dnia. Jest to dla nich czas ukojenia i
wytchnienia, kiedy to mogą zanurzyć się w marzeniach, w zaciszu swoich
domostw. Ale noc, to też czas zbrodni i magii. Czas, w którym nieliczne
stworzenia budzą się do życia. Wraz z chwilą zapadnięcia najgłębszych
ciemności, nadchodzi pora złodziei i morderców. Pora noża i trucizny,
kłów i pazurów.
Nadchodzi pora Cieni.
* * *
- Chciałbym żeby Niko była tu z nami. Jakoś pewniej się przy niej czuję - westchnął po raz już chyba setny głos w słuchawkach.
-
Mógłbyś się w końcu zamknąć - warknął szarowłosy młodzieniec,
poprawiając sobie przyrząd. - Te twoje jęki zakłócają mi odbiór, a poza
tym, Nariko również jest na misji. Kto wie, czy nie ważniejszej od
naszej. Nie bój się, nie leni się w domu.
Głos westchnął ponownie,
ale nie kontynuował rozmowy. Jego właścicielem był dwudziestotrzyletni
młodzieniec o wesołych, niebieskich oczach i opadających na ramiona
blond włosach związanych czerwoną chustą. Był wysoki, ale jak na
chłopaka dość szczupły. Ubrany jak zwykle w niebieskie spodnie, taką
samą kamizelkę oraz czarną bluzę, leżał w swojej kryjówce, w pobliżu
szosy. Nieustannie obserwował okolicę przez lunetę karabinu
snajperskiego. Jego towarzysz tymczasem siedział schowany za kamiennym
gargulcem, na dachu budynku w samym środku miasta. Był tęższy i bardziej
barczysty od swojego przyjaciela, ale przez to nie mniej zwinny od
niego. Włosy jak zwykle miał w nieładzie. Czerwone oczy zmrużył jak
drapieżnik wypatrujący swej ofiary. Na jego strój składała się czarna
koszulka, szare spodnie i czerwony szal, uwiązany luźno na szyi. Na
swojej pozycji trwał już kilka ładnych godzin i mięśnie zdążyły mu
porządnie zdrętwieć. Nie spuszczał wzroku z wejścia do muzeum, w którym
odbywał się wernisaż. Zaproszono na niego mnóstwo ważnych osobistości,
ale jego interesowała jedna, konkretna osoba. Szarowłosy nagle drgnął.
Ze środka właśnie wyszła para, pod którą po minucie podjechała czarna,
elegancka limuzyna.
- Takeshi, co tam się dzieje? - usłyszał pytanie blondyna, który jakby telepatycznie wyczuł zmianę sytuacji.
- Przygotuj się, Akihito. Ptaszki właśnie wracają do gniazdka.
* * *
* * *
Tayuu
schodził w dół krętymi, kamiennymi schodami. Wokół panowały
nieprzeniknione ciemności. Ciemności, które drwiły z ciepłego światła
świec i kaganków, które kpiły ze sztucznego oświetlenia latarek. Mrok
ten roztaczał aurę zła i grozy. Był nasycony krzykami przerażenia i
okropieństwami, jakich dopuszczano się w komnacie poniżej. Do
rozproszenia takich ciemności potrzebne było specjalne światło. Tsubasa
trzymał w wyciągniętej prawej ręce flakonik z przeźroczystym płynem w
środku. Naczynko otaczała blada poświata, którą mężczyzna oświetlał
sobie drogę. Tylko dzięki niej nie skręcił sobie jeszcze karku na tych
zdradzieckich stopniach. W lewej ręce trzymał worek, w którym znajdowała
się ludzka głowa, przyniesiona przez Nariko. Wstrząsnął nim zimny
dreszcz na myśl o tym, co będzie musiał zrobić. Nie miał jednak wyboru. Gra
toczyła się o zbyt wielką stawkę, by mógł się z niej teraz wycofać.
Schody, ku ogromnej uldze Tayuu, wreszcie się skończyły, zamieniając się
w wąski korytarz. Na jego końcu znajdowały się wiekowe, drewniane
drzwi. Tsubasa przyświecił bliżej, szukając w kieszeni odpowiedniego
klucza. W świetle flakonika można było zauważyć, iż całą framugę
pokrywają drobne, czerwone, choć już trochę wyblaknięte, inskrypcje w
jakimś dawno zapomnianym języku. Na samych drzwiach jakiś "dowcipniś"
wymalował napis: "Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie".
Wprost uroczy kawał. Tayuu w końcu znalazł klucz. Włożył go do zamka, po
czym z pewnym wahaniem przekręcił. Mechanizm okrutnie zaskrzypiał i
trzasnął.
„Zupełnie jakby komuś łamano kości" – pomyślał, wchodząc do środka.
* * *
* * *
Ayumi
nie przestawała krzyczeć, a jej głos brzmiał niczym wrzaski
torturowanego zwierzęcia. Dłońmi zasłaniała twarz, starając się w ten
sposób odgrodzić od makabrycznego widoku. Przez głowę przeleciała jej
tylko jedna myśl - że znalazła się w piekle. Wszędzie pachniało siarką,
popiołem, krwią i... I czymś jeszcze. Czymś, o co potknęła się w czasie
swojej panicznej ucieczki. Czymś, co czuła już kiedyś dawno, dawno temu.
W powietrzu unosił się smród zwęglonego mięsa. Spalonego, ludzkiego
mięsa. Tkwiła w samym środku koszmaru, zbyt przerażona, by próbować się
stąd wydostać. Zbyt przerażona by myśleć, by działać. Ogień rozrywał jej
trzewia, pochłaniał każdy milimetr jej ciała. Ból rozsadzał jej
czaszkę. Osunęła się powoli na ziemię. Nie miała siły do walki o życie. I
wtedy, gdy już pogodziła się z myślą o śmierci, usłyszała cichy głos.
Głos, który zmniejszył palący ból, który niósł nadzieję. Głos dobry i
znajomy, który zawsze nad nią czuwał, bronił przed złem. Powtarzał on w
kółko jak litanię jedno zdanie: "Ptaszynko wróć do mnie! Błagam wróć!".
Ayu uczepiła się go, jak tonący, który chwyta się rozpaczliwie ostatniej
deski ratunku. Podążyła za nim pozwalając, by wskazał jej drogę.
Drogę do domu.
przesyłam wirtualny strzał po głowie, mam nadzieję, że odczułaś! :D
OdpowiedzUsuńa tak na poważnie: co tam słychać? Taaaki szmat czasu, naprawdę myślałam, że już przepadłaś ;( cieszę się, że wracasz, wybacz za tak niemerytoryczny komentarz, ale teraz nie mam czasu (poprawka z egzaminu). Mów jak u Ciebie!
pozdrawiam, cieplutko przytulam i głaskam po obolałej główce :* :)
[tengoku-no-kaidan.blog.onet.pl]