wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział VI: Ciemność rusza do boju

"Oczekiwanie na niebezpieczeństwo jest gorsze niż moment, gdy ono na człowieka spada."
A. Hitchcock

* * *

Takeshi wzdrygnął się mimo woli, wchodząc do laboratorium. Stanowczo nie przepadał za tym miejscem. Sterylnie czyste, oświetlone mocnymi, białymi jarzeniówkami, za bardzo przypominało mu szpital. Albo kostnicę. W powietrzu unosił się specyficzny zapach środka dezynfekującego i formaliny. Dreszcz niepokoju przebiegł mu po plecach. Zwariowałby, gdyby musiał spędzać tu kilka godzin dziennie. Tymczasem Yuuki przebywała tu bez większego oporu - co więcej, wydawało się, że lubi to miejsce. Dla niej laboratorium było drugim domem. Kiedy wszedł tam razem z Akihito, kobieta uważnie obserwowała coś przez mikroskop. Yuuki miała na sobie biały fartuch, spod którego wystawała czerwona sukienka. Długie, brązowe włosy spięte były w niedbały kok tak, by nie przeszkadezały jej w pracy.
- Dobrze, że już jesteście - przywitała ich, odrywając wzrok od mikroskopu. - Mam coś, co was z pewnością zainteresuje.
- Oby to było coś naprawdę wielkiego, Yuuki - powiedział poważnie Takeshi. - Cały czas miałem nadzieję, że nie na darmo zebraliśmy ochrzan od Tsubasy.
Akihito skrzywił się na wspomnienie "powitania", jakie urządził im ich przełożony. Mógł się spokojnie założyć, że połowa Cieni słyszała jego wrzask, jak to "schrzanili całą operację".
"A miało być tak pięknie..." - pomyślał markotnie.
- Słyszałam, jak się na was wyżywał - Yuuki pokręciła smętnie głową. - Ostatnio miał same złe wiadomości i tylko szukał okazji, by się na kimś wyładować. Nawinęliście się akurat pod rękę. Słyszeliście, że Nariko wróciła? - spytała, zmieniając temat.
Mężczyźni spojrzeli po sobie zaskoczeni.
- Tak szybko? - wypowiedzieli niemal jednocześnie.
Kunoichi skrzyżowała ręce na piersiach.
- Więc jeszcze nic nie wiecie - powiedziała, wzdychając ciężko. - Cóż, najpierw podzielę się z wami moim odkryciem, a potem wyjaśnię wam całą resztę.
- Może zacznij od tego, co to za cholerstwo chciało mi wczoraj amputować stopy - odezwał się Akihito, opierając się o jeden ze stołów.
- Nie narzekaj, mogło się skończyć o wiele gorzej. To coś, co was zaatakowało, to nic innego jak ascaris lumbricoidec, czyli glista ludzka...
- Żartujesz - przerwał jej Aki. - Wyobraź sobie, że wbrew obiegowej opinii, coś tam uczyłam się na biologii i mniej więcej wiem, jak to paskudztwo wygląda. Z całą pewnością nie rośnie w kilka minut na parę metrów.
- TO jest glista - Yuuki poważnie wpatrywała się w przyjaciół. - Tyle tylko, że zmutowana genetycznie. No i ktoś dodatkowo potraktował ją sporą ilością bardzo potężnej chakry.
- Coś takiego jest w ogóle możliwe? - spytał Takeshi, wpatrując się w Yuuki uważnie.
Kobieta mu przytaknęła, podając im kopie wyników laboratoryjnych.
- Jak widać jest - powiedziała, odwracając się w stronę mikroskopu.
Mężczyźni tymczasem zajęli się przeglądaniem raportu. W sumie to tylko Takeshi, gdyż Akihito zerknął tylko przelotnie na kartki papieru, i zaraz je odłożył. Dla niego mogło to pisać nawet po łacinie - tak czy siak, nic z tego nie zrozumiał. Szarowłosy z każdym przeczytanym słowem, robił się coraz bledszy na twarzy.
- Niemożliwe... - wyszeptał ledwo słyszalnie, odrywając w końcu wzrok od wyników.
Podniósł oczy na Yuuki. Chyba nigdy w życiu nie widział jej bardziej poważnej, niż w tym momencie.
- To jeszcze nie koniec niespodzianek. Spójrzcie tutaj - powiedziała, ustępując miejsca przy mikroskopie.
Takeshi dorwał się do niego chciwie, a Akihito wisiał mu nad ramieniem, dopytując się, co widzi.
- Gdyby nie to, że są jakieś dziesięć razy większe niż normalnie, powiedziałbym, że nie ma w nich niczego niezwykłego - odezwał się szarowłosy, w dalszym ciągu obserwując preparat.
- To zerknij teraz - Yuuki podeszła, wyjęła szkiełko, przejeżdżając nad nim dłonią, po czym wsunęła go z powrotem.
- Osz ty... - tylko tyle zdołał wydusić z siebie zszokowany Takeshi.
Komórki zmutowanej glisty ożywiły się gwałtownie - zaczęły w szybkim tempie mnożyć się i rosnąć. Takeshi ustąpił miejsca Akihito, który tylko zaklął na ten widok.
- Bardzo gwałtownie reagują na silną chakrę - ciągnęła Yuuki. - Komórki "pochłaniają" ją, traktują jak pokarm. Potrafią ją asymilować i wykorzystać, jako katalizator napędzający ich rozwój...
- Zaraz zaraz - przerwał jej szarowłosy. - To znaczy, że one mogły żyć, tak jakby w stanie hibernacji w naszym grubasie, i uaktywnić się dopiero, gdy poczuły chakrę?
- Dokładnie, z małym sprostowaniem - poprawiła go przyjaciółka. - Musiały wyczuć chakrę na odpowiednim poziomie, ale także nie mogła być to pierwsza lepsza energia.
- Co masz na myśli? - spytał Akihito, przerywając obserwację.
- Karmią się każdą napotkaną siłą, ale nie każda jest w stanie na nie wpłynąć tak, by nagle zwiększyły swoje rozmiary, tak jak to opowiadaliście - ciągnęła Yuuki. - Z tego wynika, że zostały uwarunkowane tylko na jedną chakrę, jedną osobę, która by była w stanie nimi kierować.
- To by wszystko wyjaśniało - przytaknął jej zamyślony Takeshi. - Wtedy w limuzynie nie użyłem żadnego jutsu, a te robale i tak rozdarły faceta od środka. W takim wypadku ktoś musiał podziałać na nie z daleka.
- A także wiedzieć, kiedy i gdzie będziemy - dorzucił Akihito. - Bo jak się okazuje, to najwyraźniej była pułapka. Ktoś chciał nas w bardzo paskudny sposób załatwić. Tylko, dlaczego nie wyczuliśmy niczyjej obecności? Miałem aktywny Kekkei Genkai, mysz by głośno nie pierdnęła żebym o tym nie wiedział.
- Cóż za urocze porównanie - prychnęła Yuuki,  odgarniając włosy z twarzy. - W sumie jednak masz rację. Siła, jaka spowodowała tak nagłą i gwałtowną aktywność pasożytów, musiała być potężna, więc niemożliwością jest, byście jej nie wyczuli. Cały czas mam nadzieję, że dojdę do czegoś badając mutację DNA, ale póki co,  utknęliśmy w martwym punkcie.
- Ja na twoim miejscu zacząłbym od przejrzenia znanych genetyków - odparł szarowłosy. - W końcu ilu naukowców jest w stanie stworzyć coś takiego?
- Ja bym raczej spytała, ilu z nich jest skłonnych do współpracy z ninja - sprecyzowała kobieta. - Ale dzięki za radę.
- No to super. Wygląda na to, że ktoś ostro usiłuje nam dobrać się do dup - westchnął Akihito, siadając na jednym ze stołów. - A ja sądziłem, że to będzie miła i przyjemna misja... Chyba coraz bardziej żałuję, że nie było tam wtedy z nami Nariko. Ona wyczułaby tę chakrę, choćby nie wiem, kto jak się maskował.
- Właśnie - rzucił Takeshi, który najwyraźniej sobie o czymś przypomniał. - Wspominałaś coś o tym, że Nariko wróciła.
- Zgadza się. Minęliście się z nią o kilka godzin...
- Jak to "minęliście się"? To już jej nie ma? - spytał zaskoczony Aki.
Yuuki westchnęła i zabrała się do opowiedzenia tego, co wydarzyło się podczas ich nieobecności.

* * *

Tayuu siedział przy biurku, wpatrując się tępo w trzy raporty: jeden z misji Nariko, drugi z misji Takeshiego i Akihito oraz trzeci, najświeższy, który przyszedł przed chwilą z laboratorium. Było źle, nawet bardzo źle... Sam skończył właśnie sporządzać sprawozdanie z "przesłuchania" i, zebrawszy wszystkie informacje, jakie teraz posiadał, na wierzch niczym zdechła ryba, wypływał jeden, mrożący w żyłach fakt. Ktoś zamierzał ich zniszczyć. I nie wyglądało to na żadną zabawę ninja-amatorów detektywów, próbujących odkryć "legendarną" Kage-gakure, ani żadne pomniejsze demony czy też innego rodzaju paskudztwa. Wszystko wskazywało na to, że mieli doczynienia z dobrze poinformowanym, zaawansowanym technologicznie i świetnie zorganizowanym wrogiem. Pierwszą myślą było oczywiście Akatsuki - najbardziej znana, działająca poza prawem organizacja, wskład której wchodzili sami przestępcy klasy S. Jednak Akatsuki zajmowało się polowaniem na sakryfikantów, więc po co mieliby ich atakować? Cienie zajmowali się wyłącznie pomniejszymi demonami oraz duchami i innymi upiorami, nie interesowały ich Ogoniaste. Poza tym, do tej pory oni i Brzask nie wchodzili sobie w drogę. W grę nie wchodziły również inne Ukryte Wioski, gdyż one trwały w przekonaniu, iż Kage-gakure jest tylko i wyłącznie mitem, bajką na dobranoc. Gdyby zmienili stosunek do tych opowieści i próbowali przedsięwziąć coś poważniejszego, już by o tym dawno wiedzieli i zastosowali odpowiednie środki ostrożności. W takim razie, kto to mógł być? Komu mogło zależeć na zniszczeniu Cieni? Tayuu nic sensownego nie przychodziło do głowy, poza tym, iż grupa, która zaatakowała Takeshiego i Akihito, zakładając, iż ich wróg nie może być pojedynczą osobą, była doskonale poinformowana o ich planach. A z tego wynikało coś więcej, coś, co prawdopodobnie jeszcze nigdy nie wydarzyło się w Kage-gakure... Nikt nie wiedział o poczynaniach Cieni, za wyjątkiem nich samych, więc...
"Ktoś musiał nas zdradzić" - pomyślał Tsubasa, bojąc się wypowiedzieć te słowa na głos. - "Ktoś najwyraźniej w świecie nas sprzedał."
Pokręcił z rezygnacją głową, po czym nagle walnął pięścią z całych sił w biurko. Drewno pękło z suchym trzaskiem, niczym zapałka. Mężczyzna zerwał się z miejsca i nie zważając na panujący teraz bałagan, zaczął się przechadzać po pomieszczeniu szybkim krokiem. W życiu nie przypuszczałby, iż będzie zmuszony patrzeć na swoich podwładnych jak na potencjalnych zdrajców.
- Ckolera - zaklął cicho, nie zaprzestając swojego marszu.
Ufał im wszystkim, ufał każdemu z mieszkańców Kage-gakure. Wiedział, iż żaden z nich nie zdradziłby tej małej ojczyzny, jaką była ich wioska, ale...
"Moje zdanie nie jest najważniejsze" - pomyślał ponuro.
On był tylko jednym z Rady Siedmiu i sam nie mógł podjąć decyzji w imieniu całego zgromadzenia. Mógł jednak na nią wpłynąć, gdyż to do jego obowiązków należało przedstawienie raportów przed obliczem Rady. To nie wiele, ale chyba tylko tyle mógł zrobić... Natychmiast pożałował, że Yasukinyu wyruszył na tę idiotyczną misję - Yoh miał w Radzie o wiele większe wpływy od niego, i jego opinia mogłaby mu bardzo pomóc. Staruszek był wśród Cieni żywą legendą, wzorem nauczyciela, który wychował samych elitarnych wojowników ninja. Cieszył się u wszystkich głęboką sympatią i szacunkiem, poza tym, w jego osobie było coś takiego, przez co nie można go było nie polubić. Emanował wewnętrznym blaskiem i ciepłem, którego tak często im brakowało. Był ich promykiem światła, w tej zapadłej i zapomnianej przez bogów dziurze... Tayuu zatrzymał się wzdychając ciężko. Jego przeczucia powoli zaczynały się sprawdzać. Dla Cieni nadchodziły mroczne czasy, w których zmuszeni byli brodzić w ciemnościach tak odmiennych od tych, do których już zdążyli przywyknąć.

* * *

Yuuki skończyła w końcu mówić i w  labolatorium zapadła cisza. Przyjaciele wpatrywali się w nią z niedowierzaniem, jakby spodziewali się, iż zaraz wybuchnie śmiechem krzycząc, że dali się nabrać.
- Przyznaj się, wkręcasz nas? - spytał Akihito, uśmiechając się przygłupio.
- Czy wyglądam tak, jakby mi było do śmiechu? - warknęła kobieta.
Blondyn już miał jej coś odpowiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili wychyliła się zza nich niebieskowłosa główka Ayumi.
- Ohayo Yuuki-chan. Nie przeszkadzam? Przyniosłam herbatę - powiedziała, podnosząc nieco wyżej niesioną przed sobą tacę.
- Nie, no coś ty. Wchodź śmiało - kobieta zaprosiła dziewczynę gestem do środka.
Ayumi weszła powoli uważając, by przypadkiem nie rozlać gorącego napoju. Po wystraszonej, wręcz śmiertelnie przerażonej dziewczynce, którą dręczą przerażające koszmary, nie było ani śladu. Ayu wyglądała na wypoczętą, a z jej twarzy nie schodził delikatny uśmiech. Ubrana była w krótkie, niebieskie kimono, z czarnymi i różowymi paskami. W tali przepasana była różową wstęgą, zawiązaną z tyłu na kokardę. Całości stroju dopełniały czarne leginsy przed kolano oraz czarne buty. Błękitne włosy związane różowymi wstążkami, okalały jej buzię, dodając w ten sposób jej dodatkowego uroku. Ayu wyglądała na naprawdę kruchą i delikatną istotkę, nic dziwnego, że najczęściej mówiono do niej "Ptaszynka". Mało kto by się domyślił, iż ta niepozorna dziewczynka potrafi zabić jednym ruchem dłoni.
- Akihito-kun! Takeshi-kun! Jak dobrze was widzieć! - wykrzyknęła, rzucając się po kolei każdemu z przyjaciół na szyję.
Yuuki, w tym czasie, gdy reszta się witała, ponalewała do kubków herbaty. Teraz popijała swój napój oparta lekko o stół, obserwując pozostałych.
- Nie mogę, ona jest taka słodka! - oznajmiła nagle Yuuki, przytulając się do Ayu. - Mogę ją zatrzymać? Prooszęę - zatrzepotała rzęsami znad ramienia dziewczyny.
- Widzę, że nasza Ptaszynka zdążyła cię już rozpieścić - zaśmiał się Takeshi. - Nie przyzwyczajaj się. Nariko prędzej wysadzi ci laboratorium, niż odda Ayu. Kto by jej jeść gotował?
Yuuki zrobiła nieszczęśliwą minę. Dziewczynka zachichotała, rozbawiona tą sytuacją, lecz zaraz opanowała ten atak wesołości.
- Niko-chan zostawiła wam list - powiedziała, podając Takeshiemu kopertę.
Machika otworzył ją i przysunął się bliżej Akihito. List napisany był starannym, pochyłym pismem Nariko i, delikatnie rzecz ujmując, nie nastrajał zbyt optymistycznie. Szczególnie blondyn miał nieciekawą minę po przeczytaniu postscriptum.
- A mówiłem, że to był głupi pomysł - przypomniał mu Takeshi, uderzając Akiego listem w głowę.
- Nic takiego sobie nie przypominam - burknął blondyn.
- Ayu, idź i poproś Kazumę żeby tu przyszedł na chwilę - powiedziała Yuuki, uważnie lustrując spiętego Takeshiego.
Ayumi posłusznie wyszła z laboratorium. Kiedy zostali sami, Taki bez słowa podał list kobiecie. Kunoichi zaczęła czytać go po cichu...
Drogi Takeshi i ty blond debilu!
Jak już za pewne Yuu-chan zdążyła wam wyjaśnić, Yoh-sensei poprosił mnie o pomoc w misji. Tak, to nie jest żart i tak samo jak wy zastanawiam się, czy nasz staruszek odrobinkę nie sfiksował. Zgodziłam się na tę podróż tylko dlatego, by pilnować, żeby nie stała mu się krzywda. Jak dla mnie cały ten pomysł z "przymierzem" jest mocno naciągany. Czuję, że Yoh-sensei nie mówi mi całej prawdy, jednak zamierzam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.
Mam do Was prośbę, a zarazem... Przestrogę. Uważajcie na Ayumi. Poprzedniej nocy znów miała atak. Widziała zgliszcza budynków oraz nadpalone trupy. Trupy obdarte ze skóry. Może tu chodzić o masakrę w Jadeitowym Pałacu, ale... Mam złe przeczucia. Coś się ocknęło. Czuję to całym ciałem, wszystkimi zmysłami... Taimatsumaru też jest niespokojny, nie wiemy, co się dzieje. Obawiam się, że szykuje się coś grubszego. Postaram się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat, ale miejcie oczy i uszy szeroko otwarte. Nie chcę, by Wam się coś stało...
Przejmujecie opiekę nad Ayu pod moją nieobecność. Pod żadnym pozorem nie zostawiajcie jej samej - w ubiegłym miesiącu skończyła 12 lat, więc już najwyższy czas, by została poddana próbom. Rada na pewno będzie chciała wykorzystać moją nieobecność. W żadnym wypadku nie możecie na to pozwolić. Jeśli będzie trzeba, wiecie, co macie robić.
I jeszcze jedna, ostatnia sprawa. Pilnujcie się przy Tayuu. Nie wiem, co dokładnie, ale dzieje się z nim coś złego, jest jakiś nieswój... Zresztą sami się przekonacie.
Pozdrawiam i całuję

Wasza Nariko
PS. W sejfie jest mały prezent. Drogę wskaże wam księżyc.
PS2. Akihito, jeśli jesteś emocjonalnie przywiązany do swoich kończyn, tudzież innych części ciała, radzę ci uzupełnić z powrotem mój barek, albo... ( w tym miejscu narysowana była malutka, bardzo wymowna trupia czaszka ).
Yuuki zwinęła list i oddała go Takeshiemu. Ten ścisnął go w pięści i potraktował sporą ilością silnie skoncentrowanej chakry - papier dosłownie wyparował, zabierając ze sobą swoje tajemnice.
- I co wy na to? - spytał pozostałą dwójkę, wpatrując się w nich poważnym spojrzeniem.
- Albo Nariko popadła w paranoję, albo coś się święci - odpowiedziała Yuuki, krzyżując ręce. - Niepokoi mnie jeden fakt - dlaczego nagle przestała ufać Tayuu?
- Nie mam pojęcia, ale musi mieć ku temu powody. Mam nadzieję, że to coś, co pozostawiła nam w sejfie, powie nam więcej.
- Wiecie co, już sam pomysł z ujawnieniem się był podejrzany. Ale teraz, kiedy sprawy zaczynają się nam wymykać spod kontroli, to już czyste...

* * *

- ... szaleństwo - dokończyła ponuro Nariko.
Idący przed nią Yasukinyu westchnął z rezygnacją. To, że zdołał ją przekonać do towarzyszenia mu w podróży, niestety nie miało nic wspólnego z przekonaniem byłej uczennicy do swojego pomysłu.
- Nariko, naprawdę dałabyś już spokój - powiedział markotnie. - Wyjaśniałem ci to już chyba ze sto razy, poza tym, uzyskałem poparcie Rady, więc to chyba dobry plan.
- Taa - burknęła kobieta pod nosem.
Yoh nagle się zatrzymał. Idąca za nim Tsubasa o mało co na niego nie wpadła. Odwrócił się w jej stronę, powoli mierząc ją wzrokiem. Oboje ubrani byli w zwykłe, codzienne stroje oraz podróżne płaszcze - można by ich było wziąć za dziadka i wnuczkę, podróżujących dla przyjemności. I takie właśnie wrażenie chcieli sprawiać.
- Posłuchaj - zaczął, wpatrując się w nią przenikliwym wzrokiem. - Jest nas coraz mniej. Z każdym rokiem stajemy się coraz słabsi. Kiedyś byliśmy prawdziwą potęgą militarną, elitą wśród ninja, byliśmy nieuchwytni niczym duchy, bano nas się jak samego diabła. Mieliśmy chronić ten świat, teraz zaś nie jesteśmy w stanie ochronić samych siebie. Nas czas powoli dobiega końca. Kończy się era legend i mitów, epoka potworów i mar. Jeżeli chcemy przetrwać, musimy wyjść z ukrycia, z ciemności, w których dotychczas żyliśmy. Musimy na nowo nauczyć się żyć w blasku dnia, porzucić mroki nocy, z którymi związaliśmy się tak bardzo...
Przerwał, dając Nariko chwilę na zastanowienie. Wiedziała, że Yoh ma rację. Zawsze było ich mało, teraz jednak liczebność Cieni uległa drastycznemu zmniejszeniu. W Jadeitowym Pałacu, przeszło piętnaście lat temu, zginęli nie tylko najlepsi wojownicy. Zginęły całe klany, całe rodziny straciły życie w tej krwawej bitwie. Po tym wydarzeniu pozostała ich zaledwie garstka, głównie przestraszonych sierot i starszych osób, przez co na kilka lat musieli prawie całkowicie zawiesić swoją działalność. Po prostu nie miał, kto walczyć. Dopiero, gdy młode pokolenie zostało odchowane, Cienie znów powróciły do gry, jednak nigdy nie udało im się odbudować wcześniejszej potęgi. Czasy ich świetności bezpowrotnie minęły. Mogli albo do końca pełnić swą służbę, albo wkroczyć w nową erę, jako nowi ludzie. Ale do tego potrzebowali pomocy. Zbyt długo żyli w ścisłej konspiracji i, jak to powiedział Yasukinyu, muszą na nowo nauczyć się żyć w blasku dnia. Nariko przygryzła ze zdenerwowania dolną wargę. Trudno jej było otwarcie przyznać, iż najbardziej w tym wszystkim raziło ją właśnie to, że oni, Cienie, shinobi potrafiący przez tyle lat zmylić wszystkich, teraz muszą z własnej woli zrzucić swą maskę. I po co? Żeby prosić o pomoc! Oni, dumni wojownicy, dysponujący wiedzę i technikami, o jakich reszcie świata shinobi się nie śniło! To raniło dotkliwie jej dumę wojownika i sprawiało, że nie mogła pogodzić się tak łatwo z decyzją jej mistrza. Została wychowana w przekonaniu, iż są całkowicie samowystarczalni, że nie potrzebują nikogo, i chociaż zdawała sobie sprawę z ich wszystkich problemów, ciężko jej było zmienić swój sposób myślenia. Ysukinyu doskonale zdawał sobie sprawę z rozterek, które targały jego uczennicą, jednak nie mógł jej pomóc. Sama musiała zrozumieć, iż droga, którą zamierza ich poprowadzić, jest tą właściwą.
- Ruszajmy, bo w życiu nie dotrzemy na miejsce w umówionym czasie - Nariko przerwała ciszę, ponawiając marsz.
Yoh ruszył zaraz za nią. Na jego twarzy znów zagościł łagodny uśmiech. Wiedział, iż Nariko w przyszłości będzie wspaniałą przywódczynią, o ile uda jej się pokonać własne demony.

* * *

Czwórka ninja z Konohy zatrzymała się, wpatrując się w pobliskie miasteczko, skąpane w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Stali tak, chłonąc ten sielski obrazek, kiedy...
- Głodny jestem - stwierdził Naruto, choć jego brzuch przed chwilą sam o tym wszystkich powiadomił.
Cały czar chwili prysnął niczym bańka mydlana.
- Zjawiliśmy się wcześniej, więc nie widzę przeszkód, by wstąpić do jakiegoś baru. Ale najpierw wynajmijmy pokoje - zarządził Hatake, po czym cała drużyna ruszyła do miasteczka.
Ulice zaczynały się powoli wyludniać, pomimo tego, iż godzina była jeszcze młoda. Bez trudu odnaleźli nieduży motel, w którym zapłacili za trzy pokoje. Rozeszli się, żeby się odświeżyć i nieco odpocząć po podróży. Wieczorem cała czwórka udała się do pobliskiego baru na kolację. Lokal, podobnie jak i ulice, świecił pustkami. W środku znajdowały się tylko dwie osoby, rozmawiające ze sobą przyciszonymi głosami. Shinobi usiedli obok nich, zamawiając dla siebie dania. Czekając na posiłek, Kakashi zerkał ukradkiem na pozostałych gości. Byli to mężczyzna w podeszłym wieku oraz młoda kobieta, oboje szczelnie otuleni podróżnymi płaszczami. O ich krzesła oparte były dwa, średniej wielkości plecaki. Nieznajomi, sądząc po ich gestach i mimice, żywo o czymś dyskutowali. Hatake, nie mając nic lepszego do roboty, zaczął ich uważniej obserwować. Starzec był niedużym człowiekiem o drobnej posturze, przez co wyglądał bardzo krucho. Miał długą, siwą brodę, łagodne rysy twarzy oraz młodzieńcze, błękitne oczy, w których igrały wesołe ogniki. Kobieta na oko była w wieku szarowłosego, ewentualnie kilka lat młodsza. Uwagę przykuwały związane w koński ogon włosy, o niespotykanym płomiennorudym kolorze. Włosy ze wściekłego pomarańczu przechodziły powoli w głęboką czerwień, przypominając ogień. Duże oczy w kształcie migdałów miały barwę fiołków, a odbijało się w nich zdecydowanie i inteligencja właścicielki. Nieduży, prosty nos, pełne usta, regularne rysy twarzy. Jako, że była otulona długim, bordowym płaszczem, ciężko było ocenić jej sylwetkę. Dalsze obserwacje Kakashiego zakłóciła kelnerka, podsuwając mu pod nos porcję ramen. Szarowłosy wziął ją, lecz nie zaczął jeść. Znów ukradkiem zerknął na nieznajomych - tym razem jednak jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem pary fiołkowych oczu. Szybko odwrócił wzrok, sięgając po pałeczki. Usłyszał jak para podróżnych płaci za swoją kolację i wychodzi z baru. W tym czasie Sasuke i Sakura zdążyli już zjeść swoje porcje i popijali teraz zieloną herbatę, a Naruto właśnie pochłaniał piątą dokładkę. Kakashi zaczął w myślach szybko przeliczać swoje fundusze...
- Późno się już zrobiło, prawda? - spytał nieoczekiwanie właściciel lokalu.
- Czy ja wiem? Jak dla mnie jest jeszcze dość wcześnie - odparł ostrożnie Kakashi, uważnie obserwując mężczyznę.
Właściciel ukradkiem zaczął rozglądać się na boki, jakby oczekiwał, że coś na niego wyskoczy znienacka. Coś tu najwyraźniej nie grało.
- Jeszcze pięć minut i będę musiał zamknąć bar - rzucił jak gdyby od niechcenia.
- Czo? - Naruto zachłysnął się makaronem. - Co? Ale ja jeszcze nie skończyłem! - wykrzyknął już wyraźniej.
- Nie mam zamiaru niepotrzebnie się narażać - burknął pod nosem właściciel, nie dość jednak cicho, by nie doszło to do uszu Kakashiego.
- Sasuke, Sakura, Naruto, wracajcie do hotelu.
Cała wyżej wymieniona trójka spojrzała z zaskoczeniem na swojego nauczyciela.
- Mamy zadanie do wykonania, chcę, żebyście jutro z samego rana byli gotowi - wyjaśnił im.
Sasuke zerknął z ukosa na swojego mistrza, a potem na zaniepokojonego mężczyznę. Najwyraźniej zrozumiał, o co Hatake chodziło, bo nieznacznie skinął głową, po czym wyprowadził dwójkę swoich przyjaciół. Szarowłosy zdjął z twarzy maskę i zaczął powoli jeść. Właściciel z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej nerwowy.
- Przepraszam, ale musi pan już iść - powiedział niemal płaczliwym tonem.
Kakashi bez słowa zapłacił za posiłek i wyszedł na zewnątrz, ku uldze właściciela. Szarowłosy szedł powoli ulicą. Czuł się jakby spacerował po miasteczku duchów - dookoła nie widać było ani jednej żywej duszy. Ba, nie słychać było nawet bezpańskich psów czy kotów, które były nieodłącznym dodatkiem większych skupisk ludzi. To wzmocniło tylko niepokój mężczyzny. Ta nienaturalna cisza sprawiała, że człowiek zaczynał wariować. Ludzie tutaj najwyraźniej czegoś się obawiali, pytanie tylko czego? Kakashi powoli sięgnął do ochraniacza z symbolem Konohy, który zasłaniał jego lewe oko. Zdecydowanym ruchem pociągnął go do góry. Sharingan zalśnił krwistą czerwienią w świetle ulicznych latarni. Hatake zaczął lustrować nim okolicę, szukając skupisk potężnej chakry, czy jakiś dziwnych anomalii. Ogólnie czegokolwiek, co zdołałoby wytłumaczyć ten paraliżujący wszystkich lęk. Drgnął, gdy zaglądając w wyjątkowo ciemną i ciasną uliczkę, owionął go lodowaty chłód. Chłód, który przenikał aż do szpiku kości, chłód przywodzący na myśl śmierć... Kakashi ostrożnie postąpił krok naprzód. Nie zauważył niczego podejrzanego, jednak jakaś siła pchała go dalej. Zrobił jeszcze kilka kroków, nim na jego drodze nie pojawiła się przeszkoda w postaci ściany. Ślepa uliczka. Odwrócił się, chcąc wyjść z tego nieprzyjemnego zaułka, gdy...
- Chodź do mnie...
Mężczyzna stanął jak wryty.
"Zdawało mi się, czy rzeczywiście coś słyszałem?" - spytał sam siebie w myślach.
Rozglądając się dookoła, sięgnął do kabury, z której wyjął kunai. Ciężar broni w dłoni sprawiła, że poczuł się pewniej. Zmrużył oczy wpatrując się w przestrzeń u wylotu uliczki. Powietrze przed nim dziwnie falowało. Wyglądało jakby gęstniało, kumulując się w jednym miejscu.
"Dziwne, nie wygląda to na jakąkolwiek formę ninjutsu czy genjutsu" - przeszło mu przez głowę. - "W ogóle nie wyczuwam chakry."
Tymczasem dziwne zjawisko nasiliło się. Drganie powietrza stało się tak silne, że widać je było gołym okiem, bez użycia sharingana. Materia zaczęła przybierać określony kształt. Ludzki kształt.
- Chodź do mnie... Jestem taka głodna... - tym razem głos był o wiele bardziej wyraźny.
Kakashi pełen najgorszych przeczuć przyjął pozycję obronną. Wyłaniająca się powolo postać,  okazała się być młodą dziewczyną. Z sekundy na sekundę zdawała się być bardziej "realna". Po paru minutach jej transformacja dobiegła końca. Oczom Hatake ukazała się trupio blada dziewczyna, odziana w postrzępioną, brudną szatę. Dziewczyna była bosa, długie, czarne włosy opadały zlepionymi pasmami na jej twarz. Spomiędzy nich prześwitywały żółte jak u żmii oczy. Oczy napawające lękiem, pełne nienawiści, żądzy krwi i mordu. Nieludzkie oczy, paraliżujące swoim spojrzeniem. Zjawa wyciągnęła w jego stronę ręce.
- Chodź do mnie... - wyszeptała tak niepasującym do niej, miękkim, uwodzicielskim głosem.
Kakashi poczuł, jak jego ciało ogarnia nagłe odrętwienie.
- Chodź do mnie... - ciągnęła zjawa, sunąc ku niemu powoli. - Jestem taka głodna... Tak bardzo głodna... Potrzebuję pożywienia... Potrzebuję krwi. KRWI! - ostatnie słowo wykrzyknęła piskliwym, wręcz nieludzkim, wibrującym głosem.
Kakashi krzyknął, przyciskając dłonie do uszu. Ten pisk boleśnie borował mu w głowie, wrzynając się w mózg niczym sztylet. Poczuł, jak między palcami zaczyna płynąć lepka, ciepła ciecz. Jego własna krew. Cofnął się pod ścianę, jednocześnie próbując wykonać technikę uwolnienia. Niestety, ku jego zaskoczeniu, nie zadziałała, a użyta chakra dodatkowo rozdrażniła napastniczkę. Zjawa wyrzuciła obie ręce przed siebie gwałtownym ruchem. Nagły impuls rzucił Kakashim o mur, przyciskając go do niego. Nie był w stanie kiwnąć choćby palcem, był zdany całkowicie na łaskę lub nie łaskę przeciwniczki. Dziewczyna wyszeptała coś cicho i z jej rękawów wyślizgnęły się dwie duże żmije, sycząc złowieszczo. Zjawa szarpnęła nadgarstkami, wykonując ruch jakby strzelała z bicza. Gady pomknęły z zawrotną szybkością, ku unieruchomionemu Hatake. Mężczyzna szarpnął się, próbując rozpaczliwie uwolnić się spod wpływu niewidzialnej siły. Jednak coś, co go trzymało, wykraczało stanowczo poza granice wszystkiego, co widział, i nie miało zamiaru wypuścić swojej ofiary. Odruchowo zamknął oczy, gdy żmije znalazły się na metr od jego twarzy. I kiedy zdawało się, że już wszystko stracone... Krzyk zaskoczenia, gniewu i złości, błysk stali i migoczący pas czerwieni - wszystko to zlało się w jeden chaos. Kakashi otworzył szybko oczy i pierwsze, co zobaczył, to dwie martwe żmije, leżące nieopodal bez głów. Przed nim, z kataną w dłoni, stała płomiennoruda kobieta w bordowym płaszczu. Jej postać spowijała czerwona aura, rozpraszająca mrok uliczki.
- Chcesz żreć? Nie na mojej zmianie, suko - wycedziła przez zęby.
W jej dłoni pojawiła się kula ognia...

* * *

Na zakończenie - rysunek Nariko, który dostałam od lukaszamuziala ^^


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz