niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział II: Strach przychodzi nocą

Nocą większość stworzeń udaje się na zasłużony odpoczynek, po przeżytych trudach minionego dnia. Jest to dla nich czas ukojenia i wytchnienia, kiedy to mogą zanurzyć się w marzeniach, w zaciszu swoich domostw. Ale noc, to też czas zbrodni i magii. Czas, w którym nieliczne stworzenia budzą się do życia. Wraz z chwilą zapadnięcia najgłębszych ciemności, nadchodzi pora złodziei i morderców. Pora noża i trucizny, kłów i pazurów.
Nadchodzi pora Cieni.

* * *
- Chciałbym żeby Niko była tu z nami. Jakoś pewniej się przy niej czuję - westchnął po raz już chyba setny głos w słuchawkach.
- Mógłbyś się w końcu zamknąć - warknął szarowłosy młodzieniec, poprawiając sobie przyrząd. - Te twoje jęki zakłócają mi odbiór, a poza tym, Nariko również jest na misji. Kto wie, czy nie ważniejszej od naszej. Nie bój się, nie leni się w domu.
Głos westchnął ponownie, ale nie kontynuował rozmowy. Jego właścicielem był dwudziestotrzyletni młodzieniec o wesołych, niebieskich oczach i opadających na ramiona blond włosach związanych czerwoną chustą. Był wysoki, ale jak na chłopaka dość szczupły. Ubrany jak zwykle w niebieskie spodnie, taką samą kamizelkę oraz czarną bluzę, leżał w swojej kryjówce, w pobliżu szosy. Nieustannie obserwował okolicę przez lunetę karabinu snajperskiego. Jego towarzysz tymczasem siedział schowany za kamiennym gargulcem, na dachu budynku w samym środku miasta. Był tęższy i bardziej barczysty od swojego przyjaciela, ale przez to nie mniej zwinny od niego. Włosy jak zwykle miał w nieładzie. Czerwone oczy zmrużył jak drapieżnik wypatrujący swej ofiary. Na jego strój składała się czarna koszulka, szare spodnie i czerwony szal, uwiązany luźno na szyi. Na swojej pozycji trwał już kilka ładnych godzin i mięśnie zdążyły mu porządnie zdrętwieć. Nie spuszczał wzroku z wejścia do muzeum, w którym odbywał się wernisaż. Zaproszono na niego mnóstwo ważnych osobistości, ale jego interesowała jedna, konkretna osoba. Szarowłosy nagle drgnął. Ze środka właśnie wyszła para, pod którą po minucie podjechała czarna, elegancka limuzyna.
- Takeshi, co tam się dzieje? - usłyszał pytanie blondyna, który jakby telepatycznie wyczuł zmianę sytuacji.
- Przygotuj się, Akihito. Ptaszki właśnie wracają do gniazdka.

* * *
 
Tayuu schodził w dół krętymi, kamiennymi schodami. Wokół panowały nieprzeniknione ciemności. Ciemności, które drwiły z ciepłego światła świec i kaganków, które kpiły ze sztucznego oświetlenia latarek. Mrok ten roztaczał aurę zła i grozy. Był nasycony krzykami przerażenia i okropieństwami, jakich dopuszczano się w komnacie poniżej. Do rozproszenia takich ciemności potrzebne było specjalne światło. Tsubasa trzymał w wyciągniętej prawej ręce flakonik z przeźroczystym płynem w środku. Naczynko otaczała blada poświata, którą mężczyzna oświetlał sobie drogę. Tylko dzięki niej nie skręcił sobie jeszcze karku na tych zdradzieckich stopniach. W lewej ręce trzymał worek, w którym znajdowała się ludzka głowa, przyniesiona przez Nariko. Wstrząsnął nim zimny dreszcz na myśl o tym, co będzie musiał zrobić. Nie miał jednak wyboru. Gra toczyła się o zbyt wielką stawkę, by mógł się z niej teraz wycofać. Schody, ku ogromnej uldze Tayuu, wreszcie się skończyły, zamieniając się w wąski korytarz. Na jego końcu znajdowały się wiekowe, drewniane drzwi. Tsubasa przyświecił bliżej, szukając w kieszeni odpowiedniego klucza. W świetle flakonika można było zauważyć, iż całą framugę pokrywają drobne, czerwone, choć już trochę wyblaknięte, inskrypcje w jakimś dawno zapomnianym języku. Na samych drzwiach jakiś "dowcipniś" wymalował napis: "Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie". Wprost uroczy kawał. Tayuu w końcu znalazł klucz. Włożył go do zamka, po czym z pewnym wahaniem przekręcił. Mechanizm okrutnie zaskrzypiał i trzasnął.
„Zupełnie jakby komuś łamano kości" – pomyślał, wchodząc do środka.

* * *
Ayumi nie przestawała krzyczeć, a jej głos brzmiał niczym wrzaski torturowanego zwierzęcia. Dłońmi zasłaniała twarz, starając się w ten sposób odgrodzić od makabrycznego widoku. Przez głowę przeleciała jej tylko jedna myśl - że znalazła się w piekle. Wszędzie pachniało siarką, popiołem, krwią i... I czymś jeszcze. Czymś, o co potknęła się w czasie swojej panicznej ucieczki. Czymś, co czuła już kiedyś dawno, dawno temu. W powietrzu unosił się smród zwęglonego mięsa. Spalonego, ludzkiego mięsa. Tkwiła w samym środku koszmaru, zbyt przerażona, by próbować się stąd wydostać. Zbyt przerażona by myśleć, by działać. Ogień rozrywał jej trzewia, pochłaniał każdy milimetr jej ciała. Ból rozsadzał jej czaszkę. Osunęła się powoli na ziemię. Nie miała siły do walki o życie. I wtedy, gdy już pogodziła się z myślą o śmierci, usłyszała cichy głos. Głos, który zmniejszył palący ból, który niósł nadzieję. Głos dobry i znajomy, który zawsze nad nią czuwał, bronił przed złem. Powtarzał on w kółko jak litanię jedno zdanie: "Ptaszynko wróć do mnie! Błagam wróć!". Ayu uczepiła się go, jak tonący, który chwyta się rozpaczliwie ostatniej deski ratunku. Podążyła za nim pozwalając, by wskazał jej drogę.
Drogę do domu.

1 komentarz:

  1. przesyłam wirtualny strzał po głowie, mam nadzieję, że odczułaś! :D
    a tak na poważnie: co tam słychać? Taaaki szmat czasu, naprawdę myślałam, że już przepadłaś ;( cieszę się, że wracasz, wybacz za tak niemerytoryczny komentarz, ale teraz nie mam czasu (poprawka z egzaminu). Mów jak u Ciebie!
    pozdrawiam, cieplutko przytulam i głaskam po obolałej główce :* :)
    [tengoku-no-kaidan.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń